Witaj dwudziesty siódmy roku życia. Nie mogę się zdecydować, czy czuję się jakbym miała siedemnaście czy siedemdziesiąt siedem lat.
Trochę sobie popłakałam dziś, że nie dostałam od Taty bukietu róż, takich jak zawsze od niego, stojących sztywno i dumnie przez miesiąc w wazonie, kwiaciarski cud. K. wrócił z pracy z bukietem czerwonych róż dla mnie. Kochany... A potem zabrał mnie na kolację do restauracji, chociaż gdy wychodziliśmy z domu i młody był obrażony, a mała kwiliła u babci na rękach, to miałam ochotę nigdzie nie wychodzić, a potem się rozpłakałam zakładając buty. Objął mnie i powiedział, że chce, żebym się trochę od tego wszystkiego oderwała. Trochę się oderwałam...
Ale i tak wracając do domu rozmawialiśmy o pieniądzach. To już choroba?
To był zupełnie zwyczajny dzień. Urodziny urodzinami, ale mieszkanie samo się nie odkurzy. Spacer z K. za rękę i pocałunki przy świetle księżyca.
(coś konfabuluję, chyba zachmurzenie jest spore)
Płakać mi się ciągle chce, nie wiem sama dlaczego. Wielkie rozczarowanie sobą.
3 komentarze:
wszystkiego najlepszego! i oby tych smutnych dni było zdecydowanie mniej niż wesołych.
Wszystkiego Naj;)) Oby radosne dni zaczely przewazac i aby wszystko powoli wracalo do Twojego porzadku.
Wszystkiego najlepszego. Wielu radosnych chwil i uszy do góry.
Balladyna
Prześlij komentarz