wtorek, maja 10, 2011

.

Spacer skrajem lasu. Cisza, kojąca cisza. Pustka. Kojąca pustka.

Wyszłam z domu roztrzęsiona, wściekła. Po czterech kilometrach pchania wózka było mi lepiej.
Mała co raz więcej uśmiecha się do mnie. Kiedy przytula się do mojej piersi jest spokojna, kładzie na niej rączkę, patrzy mi w oczy. Wtedy jest dobrze. Albo kiedy leży na podłodze i rozmawiamy. Odpowiada mi po swojemu, macha rączkami.
A poza tym jest ciężko. Trudno mi o tym nawet myśleć, ale w dni takie jak ten, albo jutro, albo wczoraj, w takie dni czuję, że to był błąd. Że gdybym dziś cofnęła czas to nie zdecydowałabym się na dziecko.
Najpierw etat, potem ciąża drogie dziewczęta, pamiętajcie radę cioci Oli. Bo jak zrobicie inaczej to będziecie siedziały w domu sfrustrowane, bez pieniędzy i bez perspektyw.
Kocham ją, ale mam wrażenie że mogłam zrobić lepiej. Że to nie jest dobry czas. Chociaż wydawało mi się, że nie będzie lepszego. Skończyłam studia, jestem młoda. Kiedy rodzić dzieci?
Jak mam jej patrzeć w oczy gdy kłębią się we mnie takie myśli?

Jak ja bym chciała poczuć się wreszcie lepiej. Zacząć cieszyć się tym, co dziś.
Tylko ciągle, ciągle nie umiem. I miotam się w tym poczuciu winy wobec niej, wobec K., wobec świata. Mam żal do siebie, że się nie cieszę. Mam żal do siebie, że nie umiem lepiej żyć.

1 komentarz:

Kasia pisze...

obiektywnie patrząc - zdałaś maturę zaraz po urodzeniu Franka, wychowując go jednocześnie zrobiłaś bardzo wymagające studia, obroniłaś pracę na piątkę (i to wcześniej niż wielu nie-rodziców), więc etat to będzie mały pikuś! :)

ale czasem dobrze sobie pomarudzić i ponarzekać, nie żałować! ale pomarudzić, bo rygor "ciesz się tym co masz, bo jak nie to jesteś zła" źle robi na zdrowie - to moje bolesne doświadczenie.

ps.
zrobiłam zapiekankę z porów i kaszy! wyszła super! :)